Paul Morrissey asystentujący przy "Chelsea girls" i zajmujący sie kamerą do Ivette i screen testów zaczynał przejmowac coraz większą kontrole nad wizualnością filmów Warhola. Nie był w fabryce osobą lubianą,nikogo nie posuwał,nie szprycował się,nie przychodził na imprezy obchodził go tylko film. Nic więc dziwnego że członkowie "rodziny" zaczeli spiskować próbując wypchnąc go z interesu i otworzyć warholowi oczy. Andyego jednak mało to obchodziło,bo po pierwsze prowokacja filmem zaczeła go już nudzić,a i chciał się teraz oddać wyłącznie malarstwu. Morrissey więc po cichu,pod płaszczykiem nazwiska warhola przejął pałeczke i zaczął realizować własne wizje. Pierwszym takim projektem był "I,a man" tytułem nawiązujący do szwedzkiego filmu X,scenariuszowo rzecz czysto warholowa a wizualnie niechlujna pozostawiona tylko pod własną paulową rękę. 100 minutowy kolorowy (!) kolaż przedstawia bohatera spotykającego się w różnych miejscach z sześcioma kobietami. Rozmawiają o sztuce,uprawiają sex,migdalą się,kłócą... to już to co uświadczymy w Flesh i Heat tylko troszke niezgrabne,nie zawsze przemyślane. technicznie jest bardzo ciekawie. specyficzna cecha która pojawia się już tutaj a zagości w trylogii i Lonesome cowboys to morrisseyowa zabawa montażem. fragmenty nakładające się z szybkim trzaskiem,razem ze zgrabną kolorystyką mogą wydawać się niedoróbką,ale to ładny wizualnie autorski chwyt. mamy tu też zagranie typowe dla prac Jorgena Letha,już zapomniane które niedawno "ożywił" Lars von Trier. "Ja mężczyzna" jest pierwszą częścią trylogii komediowej,na którą składają się jeszcze "Rowerzysta" oraz "Naśladowanie Chrystusa".